niedziela, 17 czerwca 2018

IX OLIMPIADA BANKU PEKAO CZYLI MAGICZNE CHWILE ZE SPEŁNIENIEM MARZENIA...

Tak, tak... To już IX Olimpiada Banku Pekao czyli impreza sportowa na około 600 osób!!! Czy jest jakaś druga firma, która organizuje coś tak fantastycznego dla swoich pracowników? Ja wciąż jestem na urlopie macierzyńskim i bałam się, że w tym roku nie uda mi się pojechać, ale na szczęście moi korporacyjni znajomi i ukochana rodzinka stanęli na wysokości zadania i mogłam przeżyć najlepszą olimpiadę w życiu pomimo tego, że byłam tam z dziesięciomiesięczną córeczką :-)


To była wyjątkowa olimpiada ponieważ dla mnie trwała aż 11 dni , a poza tym w końcu doczekałam się dwóch złotek :-) Z moją ukochaną rodzinką przyjechaliśmy już w środę do domku w Nadolu nad jeziorem Żarnowieckim i zaledwie 15 km od morza... Pogoda idealna - około 22 stopnie, więc zarówno sport, jak i spacery rodzinne były wielką przyjemnością :-)

Już w czwartek zwiedziłyśmy z siostrą okolice w celu sprawdzenia trasy biegowej na olimpiadzie, ale jak się okazało trasa kończyła się w krzakach, więc zamiast godzinnego biegania wyszło nam z siostrą ponad 2 godziny sportu, a na dodatek musiał przyjechać po nas tata, bo do domu było jeszcze z 8 km :-) Ale przynajmniej z bliska pooglądałyśmy chyba wszystkie wiatraki :-) Robią niesamowite wrażenie :-)

I w końcu nadszedł ten dzień - po roku przerwy (kiedy byłam w ciąży) - olimpiada bankowa, koledzy  których nie widziałam ponad rok i... tradycyjny już (oczywiście niepotrzebny) stres... W związku z tym jak zawsze całą olimpiadę przeżyłam na adrenalinie, bo na 3 noce o śnie po prostu musiałam zapomnieć...

BIEGANIE

W tym roku bieg na olimpiadzie miał być inny niż w latach ubiegłych - przyjemny, bez stresu i... przede wszystkim ze wspólnym wbiegnięciem na metę z Bożenką :-) Chyba już rok temu o tym rozmawiałyśmy kiedy byłam w ciąży i nie mogłam biec, więc w tym roku warto było podtrzymać tę decyzję :-) Dlaczego? Bo według mnie na olimpiadzie zrodziła się zbyt duża rywalizacja od kilku lat, a na sportach zespołowych to najchętniej ludzie podstawialiby sobie nogi i wydrapywali oczy żeby wygrać... Tylko po co? Olimpiada to ma być też zabawa i dobra atmosfera! Z Bożenką znamy się od lat, a na dodatek biegamy w jednej drużynie Dream Run, więc uważam, że to była świetna decyzja :-) Ścigać się możemy kiedy walczymy o swoje życiówki na zwykłych startach, ale na bankowej olimpiadzie po prostu lepiej wbiec razem na metę z uśmiechem :-) I to się udało! Przy okazji wywalczyłyśmy złoto i... nagrodę fair play :-) Ta druga nagroda akurat mnie nieco przerosła bo zupełnie się tego nie spodziewałyśmy i w moim przekonaniu jednak nie należała się, ale piękne kwiaty jest zawsze miło dostać ;-) 


Co więcej o biegu? Trasa przyjemna (druga połowa zdecydowanie w dół), chociaż po piachu, a dystans okazał się bardzo krótki, bo zaledwie 4 km :-) Krzaki zostały wycięte, a początek i koniec biegu na stadionie, więc po prostu czysta przyjemność i uśmiech przez całą trasę :-) Warto trenować żeby później móc biegać z uśmiechem nawet na zawodach :-)

Aaaaa... I jeszcze jedna ważna sprawa :-) Wielkie, wielkie gratulacje dla Jędrzeja, który w końcu po 8 latach wybiegał złoto! Zawsze był blisko, zawsze było coś i... w końcu udało się!!! :-)

KOSZYKÓWKA
Dla mnie najważniejszą dyscypliną na olimpiadzie jest jednak niezmiennie koszykówka... To dzięki olimpiadzie znowu zaczęłam regularnie grać w kosza, a poza tym jest to sport zespołowy, gdzie wspólne emocje są po prostu bezcenne... Co roku byliśmy blisko podium lub na podium, ale złoto zawsze było poza naszym zasięgiem. W tym roku też ciężko było marzyć o złocie, ale... dopóki piłka w grze wszystko jest możliwe i... w tym roku niemożliwe stało się możliwe!!!

Pierwszego dnia teoretycznie graliśmy ze słabszymi drużynami, ale nasza grupa była całkiem wyrównana i każda drużyna miała swoje naprawdę mocne strony. Na szczęście nasze zgranie przez te lata, waleczność i umiejętności zadecydowały, że wszystkie mecze wygraliśmy bez większego stresu. Jednak jak zawsze to trzy mecze drugiego dnia były tymi kluczowymi...

1 mecz z Regionem Południowo-Wschodnim
Dwa lata temu graliśmy z Południowo-Wschodnim dwa razy i... dwa razy przegraliśmy... I to przegraliśmy w ostatnich sekundach... Bolało, a po ostatnim meczu to nawet się popłakałam... W tym roku miało być jednak inaczej - Region Południowo-Wschodni przyjechał w tym roku bez kluczowych zawodników, a my po prostu musieliśmy to wygrać... To co się wydarzyło przeszło jednak moje najśmielsze oczekiwania - wygraliśmy dużą liczbą punktów, a ja... rzuciłam jakieś 20 punktów, bo właściwie byłam niekryta :-) I nawet trafiałam :-) Dzięki temu nabrałam pewności siebie na kolejne mecze, ale też... pierwszy raz pomyślałam o złocie...

2 mecz z Zarządem i departamentami wspierającymi
To już wyliczyliśmy pierwszego dnia, że prawdopodobnie zagramy z drużyną "Czerwonych". Nie znaliśmy tej drużyny bo w tym roku pojawili się nowi zawodnicy... Byli naprawdę nieźli... Czarowali zagraniami i byli super zwinni... Jednak gdy ledwo pokonywali drużynę "Żółtych" w ćwierćfinale wiedziałam, że nie jesteśmy na straconej pozycji tylko musimy rozsądnie zagrać... I tak się stało... Nie robiliśmy żadnych głupich strat (chociaż ja jedną swoją pamiętam, ale to już gdy wynik był przesądzony :-) ), super graliśmy w obronie (Wojtka czapy długo będę pamiętała!!!), Łukasz vel. Lebron i Michał rzucali na wysokim procencie i nawet ja trafiłam 4 ważne punkty i nie zaliczyłam żadnego pudła :-) WYGRALIŚMY!!! ZNOWU MIELIŚMY SZANSĘ NA ZŁOTO!!! Z mojej perspektywy było to trochę jak sen, bo gdy dwa lata temu przegraliśmy w finale bałam się, że już nigdy nie będziemy mieli szansy na złoto (na pierwszy finał czekaliśmy jakieś 6 lat...), więc szanse na kolejny finał były marne, a mnie jeszcze czekała ciąża i... być może brak olimpiady przez następne kilka lat... Zresztą kto by pomyślał, że wciąż będę miała czas na treningi koszykarskie :-) Ale warto było walczyć o marzenia...

3 mecz z Regionem Warszawskim
W finale graliśmy z dobrze nam znanym Regionem Warszawskim (chociaż spodziewaliśmy się meczu przyjaźni z "Ryzykiem" ;-) ). To było raczej zaskoczenie, ale też duża szansa na złoto... Wiedzieliśmy o tym, ale nikt o tym nie wspominał... Trzeba było po prostu zagrać dobry mecz, ale... Warszawa zawsze grała twardo, z mnóstwem fauli... Generalnie ciężko to było nazwać koszykówką bo często piłka nie za bardzo interesowała, a same mecze wyglądały bardziej na walki bokserskie... O dziwo ten mecz był zupełnie inny - nie było takich brutalnych fauli jak zawsze, ale spotkanie było baaaardzo zacięte... Po pierwszej połowie było 7:7, więc każdy kosz był na wagę zwycięstwa... Gdy przy dwutakcie zostałam sfaulowana na rzuty osobiste trzęsłam się jak galareta... Wiedziałam, że linia osobistych jest dalej i że są małe szanse, że trafię... Skupiłam się na 200% i... trafiłam oba rzuty :-) Może nie były one kluczowe dla tego meczu, ale dla mnie były super ważne... Na ten mecz i na przyszłość... Kiedy zostały 3 minuty do końca prowadziliśmy już znacznie (oczywiście dzięki Łukaszowi i Michałowi) i właściwie było pewne, że wygramy :-) Świat zawirował! Wygraliśmy!!! Po tylu latach mamy w końcu złoto!!! Smakuje najlepiej na świecie, bo byliśmy drużyną!!! Pomimo wielu zmian w banku właściwie nasza drużyna się nie zmieniła - Łukasz, Michał, Marcin, Wojtek, Tomek - dziękuję za super atmosferę i mam nadzieję, że za rok obronimy tytuł :-) Puchar jest nasz!!! Najpiękniejsze wspomnienia są nasze!!! 

Żałuję tylko, że nie mogłam się napić szampana z "Pucharu Szczęścia", ale jako mama karmiąca i tak jestem najszczęśliwsza na świecie, że mogłam być na tej olimpiadzie, przygotować się do niej i... być częścią fantastyczniej Drużyny Pomarańczowych :-)

Po olimpiadzie odpoczywałam jeszcze w Nadolu, na Helu i w Dębkach przez kolejny tydzień, a emocje pomimo upływu prawie dwóch tygodni jeszcze są we mnie cały czas :-) Czy za rok wciąż bank będzie organizował taką imprezę? Oby tak, bo ona naprawdę daje mnóstwo energii i jest to najlepsza impreza integracyjna jaką można sobie wymarzyć :-) Dla takich chwil warto żyć!

Tutaj chciałabym jeszcze podziękować wielu osobom, bo nie wiem czy uda się przeżyć jeszcze kiedykolwiek takie magiczne chwile:
- mężowi za mój czas na treningi,
- mamie i tacie za super opiekę nad Majeczką,
- siostrze za wsparcie koszykarskie,
- Bożence za pomoc w przyjeździe na olimpiadę, wspólne wbiegnięcie na metę, dobre słowa i... bidon ;-)
- Łukaszowi, Michałowi, Marcinowi, Wojtkowi i Tomkowi za super atmosferę na boisku koszykarskim,
- Marcinowi i Maćkowi za wsparcie mentalne i... batonikowe
- organizatorom olimpiady bankowej i zarządowi banku za niezapomniane chwile...


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz