Do dziś dokładnie
pamiętam swój pierwszy trening biegowy na powietrzu – słoneczko przebijające
się zza chmur, 7°C, brak wiatru… Miałam wrażenie, że każdy patrzy na mnie jakby
nikt inny nie biegał na ulicach… O dziwo biegło mi się cudownie… Wcześniej biegałam
tylko na siłowni - okazało się, że czułam się tam jak w klatce, a gdy tylko
wyszłam na powietrze to poczułam niesamowitą wolność…
Kiedy pojawiło się
pierwsze zmęczenie zobaczyłam biegnącego z naprzeciwka biegacza i… uśmiechnął
się do mnie i pozdrowił mnie dłonią! Do tej pory pamiętam swoje zdziwienie,
ale oczywiście odwzajemniłam gesty bez zastanowienia… Ale po co? Czy on mnie
zna? A może chciał mnie poderwać? – od razu jakieś dziwne pytania pojawiły się
w mojej głowie. Jak się później okazało po drodze minęłam jeszcze kilku
uśmiechających się biegaczy, którzy również mnie pozdrawiali…I wtedy już
wiedziałam o co chodzi – stałam się częścią nowej społeczności –
społeczności biegaczy.
Co ciekawe, te
niewinne gesty dały mi jakąś dziwną siłę do dalszego biegu…Od tamtej pory nie
zdarza mi się biegać bez pozdrawiania innych biegaczy. A jeśli nie ma reakcji z
ich strony - może to też są ich pierwsze biegi i do tej pory nikt ich nie
pozdrawiał? A może właśnie mają kryzys i potrzebują dodatkowej mocy? Bez
względu na powody jedno jest pewne – warto… Bo to nic nie kosztuje, a może
wywołać tylko miłe uczucia.
A Wam jak często
zdarza się biegać mijając innych biegaczy z naprzeciwka bez żadnej reakcji? Mam
nadzieję, że po tych przemyśleniach już to się nie zdarzy…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz