Już w dniu przyjazdu postanowiliśmy się wybrać na „krótki”
spacer po Tatrach – zaledwie 15 km i 1600 m przewyższenia, a ja już nie miałam
siły na więcej i nie poszłam na rozruch wokół jeziorka… Ale przecież następnego
dnia będzie lepiej…
PONIEDZIAŁEK – Krywań

Rano postanowiłam zrobić roztruchtanie wokół jeziorka… Tempo
5:02, a ja już miałam przyspieszony oddech… Na szczęścia nie brałam pulsometru
bo chyba by mnie wyśmiał :-) Ale trening zaliczony i można było iść na
wycieczkę :-) 28 km i 2800 m przewyższenia – piękne widoki, ale trasa trochę za
długa jak na ostatnie moje bieganio-chodzenie… W drodze powrotnej miałam dość,
ale na szczęście malinki postawiły na nogi :-)
W związku z planowanym ostatnim dniem ładnej pogody i pomimo
wielkiego zmęczenia wybraliśmy się na „krótką” wycieczkę na Małą Wysoką od strony
słowackiej. W sumie „TYLKO” 25 km i 2500 m przewyższenia, ale trasa była prześliczna…
W drodze powrotnej udało się też trochę pobiegać – 7 km asfaltowej trasy w dół
i można było w końcu trochę przyspieszyć :-) Pobiegłam w tempie 3:46 i… to była jednak głupota…
Następnego dnia bolał i kręgosłup i łydki… Ehh… Człowiek uczy się na błędach
:-) A raczej powinien ;-)
ŚRODA – odpoczynek
Na szczęście przyszła w końcu gorsza pogoda i można było
trochę odpocząć bo w przeciwnym razie szkoda by było pogody :-) Długo
zastanawialiśmy się gdzie pojechać, więc po krótkich ćwiczeniach wybraliśmy
sauny w Białce Tatrzańskiej :-) Odżyłam, ale…
Nogi wciąż nie chciały się za bardzo kręcić, ale akcent
przekładałam już kilka dni, więc w końcu się wybrałam na 12 km i zrobiłam
zabawę biegową 1, 2, 3, 4, 5, 1, 2, 3, 4 min w tempie na 5 km… No dobra… Miało
być tempo na 5 km, a wyszło ok. 4:10… Po treningu bolało mnie już wszystko,
więc poszliśmy tylko na krótki spacer 16 km do Popradskiego Plesa…
Bystra… Spacer w sumie 28 km, przewyższania 3000 m i…
najpiękniejsze widoki jakie kiedykolwiek widziałam w górach :-) Spacer granią
Tatr i zaledwie 5 turystów spotkanych na trasie… No chyba że dodać do tego
kozice, których znowu trochę się bałam :-) Czy może być lepiej? Rano zaliczyłam
jeszcze rozbieganie w tempie 4:58 (znowu za szybko!), ale wycieczka
wynagrodziła wszystko bo było po prostu pięknie :-) Dla takich chwil warto żyć...
Na deser zostawiliśmy sobie Rysy, które… jak zwykle mnie
rozczarowały… W sumie 26 km i 2800 m przewyższenia, ale cała podróż w górę
tylko 2,5 godziny i non stop ludzie, a momentami nawet korki na trasie :-( Nie
można się było nacieszyć przyrodą i widokami, więc pocieszałam się porannym
treningiem – rozbieganie 5 km i 30 min skipów A, B, C, wieloskoków i wykroków…
Przynajmniej wtedy nie było ludzi wokół jeziorka, a ja jak codziennie mijałam
się tylko z jednym starszym Panem i Panią, którzy biegali w przeciwnym
kierunku…
Wszystko co dobre szybko się kończy, więc czas pięknego
biegania w Tatrach trzeba było zakończyć akcentem – 8 km zabawy biegowej 2 min
na 2 min truchtu, śr. 4:39… Jak zwykle w Strbskim Plesie umierałam podczas
biegania nawet w takim tempie… Później jeszcze krótki spacer do Doliny Pięciu
Stawów przez Bielodovską Dolinę i przeprawianie się przez rzeczkę :-) Tradycji
musiało stać się za dość :-) Nie
wyobrażam sobie piękniejszych wakacji , widoków, spacerów, wolności… Żeby
pokochać góry trzeba to po prostu przeżyć :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz