

Na 9 km czekał na mnie Kuba z Majeczką i butelką wody. Wiedziałam, że będę trzecia, więc spokojnie wzięłam łyk wody i pobiegłam swoim tempem dalej. Ostatecznie czas 40:34 nie powala, ale to mój drugi wynik na Kabatach, więc powinnam się cieszyć :-) Czuję jednak lekki niedosyt, bo nie dałam z siebie wszystkiego... Ale w końcu to tylko trening :-) A podium cieszy :-) Zawsze :-) Szczególnie gdy mogę zabrać ze sobą Majeczkę :-) No i oczywiście spotkanie biegowych znajomych - atmosfera na Kabatach wciąż bezcenna :-)
Teraz zaczęła się już nerwówka przed maratonem... Gdańsk (zwiedzanie?) czy Warszawa (szansa na życiówkę?)? Jak powalczyć o życiówkę bez pacemakera? Jaka będzie pogoda? Co jeść? Jakie treningi w tych ostatnich dniach? Jak to piszę to oczywiście zastanawiam się po co te nerwy... Każdy maraton to jest w końcu przygoda :-) Jeśli w końcu na maratonie poznam co to jest ściana to też będzie dobra lekcja na wrzesień :-) A poza tym jeszcze nie jeden maraton przede mną więc... chyba powinnam się po prostu cieszyć, że będę mogła uczestniczyć w takim fajnym wydarzeniu jak maraton, że jestem zdrowa i super przygoda jest już w zasięgu kilku dni :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz