wtorek, 15 maja 2018

BIESZCZADY Z NIEMOWLAKIEM CZYLI CUDOWNE ROZTRENOWANIE...

 Wiosenne cele biegowe osiągnięte, euforia maratońska powoli opada, więc w końcu można było pomyśleć o roztrenowaniu :-) Ale tak zupełnie nic nie robić? Ja tak nie dałabym rady :-) Jakieś pomysły? Zapowiadali ładną pogodę po weekendzie majowym, więc zapadła szybka decyzja - Wetlina, Bieszczady, cisza, spokój i przyroda... Otrzymaliśmy namiary na świetną miejscówkę - Krukówka z gospodarzem Piotrem i codziennym zapachem pieczonego chleba, zwierzętami podchodzącymi pod dom, leżaczkami i drewnianą huśtawką... Po prostu bajka... A cisza aż w uszach dudniła...Obawialiśmy się nieco wypraw górskich z Majeczką, ale jest to najukochańsze dziecko na świecie i wycieczki bardzo jej się spodobały... No może niewiele z nich pamięta, bo głównie spała :-) Nie były to też tak długie wyprawy jak zawsze, ale 15-25 km dziennie z niemowlaczkiem i to na roztrenowaniu to chyba jest dobry wynik ;-)



Dzień 1 (przyjazd) - Jawornik - Wetlina
Po całkiem szybkiej podróży z Warszawy do Wetliny postanowiliśmy iść jeszcze na krótką wycieczkę :-) 10 km na rozchodzenie po górach i zapoznanie Majeczki z górskim plecakiem... Majeczka była zachwycona zarówno przyrodą jak i plecakiem :-) A my nie mogliśmy się oczywiście oprzeć już pierwszego dnia... naleśnikom-gigantom :-)
Dzień 2 - Połonina Wetlińska - Smerek

Słońce, słońce, ale też piekielny wiatr na Połoninach... I jak tu się ubrać? Na dole gorąco, na górze zimno... O ile nam to w zasadzie wszystko jedno czy marzniemy czy jest nam za gorąco to zupełnie nie wiedzieliśmy jak ubrać Majeczkę i... niestety ją przegrzaliśmy... W kolejnych dniach byliśmy już dużo mądrzejsi...

Pomimo wielkiego wiatru to właśnie tutaj zakochałam się w Bieszczadach :-) Do tej pory zakochana byłam tylko w Tatrach, ale te widoki, dzika przyroda, brak ludzi... Było po prostu przepięknie :-)

Dzień 3 - Jawornik - Kolejka Wąskotorowa - Smerek
Niestety ze względu na przegrzanie Majeczki musieliśmy zrobić dzień "odpoczynku" czyli wybraliśmy nieco krótszą wyprawę niż zwykle i dlatego zrobiliśmy sobie w zasadzie płaski spacerek w okolicach kolejki wąskotorowej. Ale nie byłabym sobą gdybym tego jakoś nie nadrobiła ;-) Obudziłam się przed 5 żeby nakarmić Majeczkę (po przegrzaniu potrzebowała więcej mleczka niż zwykle, więc pobudki były częstsze) i zobaczyłam przez okno jak pięknie budzą się Bieszczady... Nie mogłam przejść wobec tego obojętnie i... pomimo roztrenowania wyruszyłam truchcikiem na Jawornik :-) Las budził się do życia i spotkałam nawet sarenkę... Na szczęście tylko sarenkę, a nie niedźwiedzia :-)

Dzień 4 - Wielka Rawka - Ustrzyki Górne
Gorączka Majeczki minęła, więc mogliśmy znowu wybrać się gdzieś wyżej... :-) Padło na Wielką Rawkę :-) Szybkie podejście i... znowu ten wiatr... Czy tu zawsze wieje? Tym razem udało nam się schować za jakimś kamieniem i podziwiać widoki przez dłuższy czas... Ile energii udało mi się stamtąd ukraść? Myślę, że co najmniej na kolejny miesiąc :-) Tylko my, przyroda i piękne widoki... Ehh... Chyba zapragnęłam przeprowadzić się kiedyś właśnie w Bieszczady... No i nie spojrzeliśmy na mapę żeby pójść na Krzemieniec czyli na trójstyk granic, ale... to znaczy że trzeba tu szybko wrócić :-)

Dzień 5 - Połonina Caryńska - Stuposiany
Wyprawę na Połoninę Caryńską i zejście do Stuposiany wybraliśmy całkowicie przypadkiem - miało padać po południu, więc trasa miała być w miarę krótka, ale też z widokami i... było prześlicznie, bez deszczu i bez ani jednej chmurki :-) Najpierw szybkie podejście na Połoninę i... wciąż zero ludzi :-) No może poza jednym biegaczem, który przemknął koło nas niczym błyskawica... Aż mu trochę pozazdrościłam tego biegania... Ale tylko dlatego, że jednego dnia mógł zaliczyć więcej tej cudownej przyrody, bo towarzystwo to ja miałam najlepsze na świecie :-) Mimo wszystko zamarzył mi się Bieg Rzeźnika... Może kiedyś jak nauczę się zbiegać...

Dzień 6 - Tarnica - Halicz - Rozsypaniec - Wołosate
Na Tarnicę i Rozsypaniec chcieliśmy się wybrać kiedy będzie jak najlepsza pogoda - brak chmur, wiatru czy deszczu... Niestety jak to w górach - pogoda jest nieprzewidywalna i w jedyny dzień, w który nie zapowiadano deszczu - deszcz spadł :-) Na szczęście tylko na kilka minut, więc właściwie tylko przyjemnie nas schłodził, ale też zabrał trochę najpiękniejszych widoków... Trzeba będzie tu wrócić i wybrać lepszą pogodę :-)

Dzień 7 - Widełki - Bukowe Berdo - Tarniczka - Ustrzyki Górne
Trasa z polecenia gospodarza Piotra udała się niesamowicie :-) Pomimo słonecznego weekendu na niebieskim szlaku spotkaliśmy zaledwie dwie osoby, a widoki to po prostu bajka :-) Wszędzie przepiękna zieleń, a trasa minęła nie wiadomo kiedy... Pierwszy postój zrobiliśmy dopiero pod Tarnicą dziwiąc się, że to już tutaj... Oczywiście na szczytach strasznie wiało, ale na szczęście Majeczka jak zwykle dzielnie spała w chuście, a my mogliśmy podziwiać widoki :-) Po zejściu do Ustrzyków czekał mnie jeszcze bieg do Widełek po samochód - 8 km w ramach roztrenowania było cudnym zakończeniem wycieczki... W sumie dzień zakończył się w strumyczku... Mmmm... Zabrakło tylko zimnego piwa :-)

Dzień 8 - Jawornik - Riaba Skała - Dziurkowiec
Ostatni dzień... Kiedy to minęło? Kiedy planowałam ten urlop mój mąż stwierdził "A co my będziemy robili tyle dni w Bieszczadach?". W sumie podzielałam jego zdanie, więc początkowo mieliśmy zostać nawet dwa dni krócej! Tymczasem mogłabym chodzić na takie wycieczki codziennie przez co najmniej najbliższy rok :-) Ostatnia wycieczka to spory niedosyt - trasa głównie w lesie, ale... gdyby pójść dalej niż Dziurkowiec i zejść przez Okrąglik... Mmmm... Może za rok?

Idealne roztrenowanie czas niestety zakończyć i wrócić do rzeczywistości... Było przepięknie i naprawdę zakochałam się w Bieszczadach :-) Ale teraz już nie mogę doczekać się kolejnej wyprawy w góry... Tym razem w sierpniu wracamy w Tatry :-) Dziękuję mojemu Mężowi i Córeczce za cudowny wyjazd! Wspomnienia bezcenne na zawsze zostaną w moim serduszku :-)


























Brak komentarzy:

Prześlij komentarz