sobota, 3 października 2015

VII GRAND PRIX WARSZAWY CZYLI ENDORFIN CIĄG DALSZY I PEŁNE ZASKOCZENIE NA MECIE

Po maratonie endorfiny trzymały do wtorku kiedy wyszłam na rozbieganie... Niestety już na 2 km pojawił się ból stopy... Ale po co zrezygnować wtedy z treningu i iść do domu? Endorfiny i adrenalina niosły, więc zgodnie z planem przebiegłam 8 km... Trening czwartkowy odpuściłam, a w piątek wyszłam tylko potruchtać i sprawdzić czy dam radę wystartować w sobotę... A w sobotę był bardzo ważny start - jeśli miałam jeszcze jakiekolwiek szanse na podium w GPW to musiałam wystartować i zająć wysokie miejsce...

Stopę czułam, więc w głowie cały czas było pytanie - "Czy ryzkować tym startem koniec sezonu?" Po usłyszeniu rad od wielu osób "Nie startuj" oczywiście wystartowałam... 

Na szczęście podczas startu istnieje coś takiego jak "adrenalina" i biegłam bez żadnego bólu. Pierwsze 5 km jak zwykle za szybko (pierwszy kilometr poniżej 4, a średnio tempo 4:05), ale tym razem to nie była moja wina tylko dziewczyn - Bożenka i Pela tak cisnęły, że musiałam się ich trzymać żeby później nie musieć za bardzo gonić :-)

Po pierwszym okrążeniu poczułam się nieco zmęczona i bałam się, że nie dociągnę do mety w tym tempie... Na szczęście dziewczyny zwolniły i w pewnym momencie wydawało mi się nawet, że biegniemy całkiem wolno, a ja odpoczywam. Z Pelą trzymałyśmy się razem do końca (swoją drogą bardzo fajnie się biegło drużynowo - dzięki Bożenka i Pela!) i w końcu przyszedł czas na finisz...

Na 200 metrów przed metą poczułam moc i przycisnęłam... Jacek jeszcze tylko krzyknął żebym wydłużyła krok i... pobiegłam w dobrym tempie do mety :-) Zajęłam drugie miejsce z czasem 41:24 na ateście na bardzo trudnej trasie (Dominika Stelmach to zupełnie inna liga - 37 minut!!!), więc satysfakcja ogromna :-) Szkoda tylko, że po biegu nie bardzo mogłam się z tego cieszyć, bo... wrócił ból stopy i wciąż z nim walczę... Chyba to powikłania po naderwaniu więzadła...

Muszę odpocząć co najmniej kilka dni i liczyć na cud, bo marzy mi się jeszcze w tym roku złamanie 1:30 w półmaratonie... Tylko jak to zrobić, żeby stopa nie bolała? Jak trenować? Jak startować? Już spać nie mogę po nocach, ale tłumaczę sobie, że i tak cel na ten rok osiągnięty - przebiegnięty maraton w czasie o jakim nawet bałam się marzyć :-) Dlatego nie będę już płakać - w razie czego będę wspominać maraton i cieszyć się tymi chwilami w nieskończoność :-)

Dziękuję drużynie JacekBiega Running Team za wspaniałą atmosferę na trasie, przed biegiem i po biegu :-)

 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz