niedziela, 22 listopada 2015

PODSUMOWANIE SEZONU 2015 CZYLI NOWE ŻYCIE I NOWĄ PRZYGODĘ CZAS ZACZĄĆ...

Miałam zacząć od wręczenia nagród na Grand Prix Warszawy... II miejsce w generalce kiedy początek sezonu zaczynałam od dwóch 10 miejsc... Naprawdę warto się nie poddawać i walczyć do końca... Ale jednak... Nic tak nie cieszy jak uśmiech podczas biegu i na mecie w półmaratonie i maratonie...

Długo zastanawiałam się od czego zacząć, ale magiczna bariera 1:30 o którą tak walczyłam w zeszłym sezonie i która stała się taka niemożliwa w marcu to jednak największy sukces. Będę do tych chwil wracała jeszcze bardzo długo, bo czy jeszcze uda mi się biec w takim tempie, uśmiechać się i bez większego zmęczenia wbiec na metę? Ten półmaraton był zdecydowanie ukoronowaniem mojej 3,5 letniej pracy i dlatego będę go pamiętała do końca życia :-) 1:29:10 i łzy szczęścia na mecie :-)

Biegiem, który jednak przełamał moją niemoc w tym sezonie był zdecydowanie Maraton Warszawski... Jak to określił "Suwi" - zmartychwstałam i właśnie tak się czułam po tym biegu :-) Przed startem kompletnie nie wiedziałam czego się spodziewać. Chciałam pobiec poniżej 3:20, ale magiczną barierą do złamania było jednak 3:15... Czy to jednak możliwe biegając maksymalnie 60 km tygodniowo? Rozsądek mówił nie, ale serce krzyczało "SPRÓBUJ"... Zaryzykowałam... Wiedziałam, że jak zacznę za szybko to może się skończyć masakrą na końcówce... Gdzieś z boku słyszałam jeszcze głosy - minuta za szybko na początku - 5 minut wolniej na końcu... Ale udało się - z uśmiechem na ustach wywalczone 3:14:02 i pojawiła się nadzieja, że to nie jest ostatnie moje słowo w tym sezonie, ale początek!  

Później było kilka wspaniałych biegów na Grand Prix Warszawy... Najpierw Siekierki z bólem łydek i stopy, które zakończyłam na II miejscu z czasem 41:11 i wspaniałe zwycięstwo na Kabatach z czasem 40:06 w wielkim błocie i kałużach... Odzyskałam wiarę w nogi, płuca i przede wszystkim w to, że można biegać z uśmiechem, a nie tylko męczyć się podczas biegania... Tej radości nie da się opisać - to trzeba przeżyć :-) A potem w ramach euforii wyjść na 30 km i potruchtać sobie w lesie tempem konwersacyjnym wśród kolorowych drzew i liści pod nogami... A dlaczego nie? Przecież bieganie jest przyjemne!

Oprócz Grand Prix Warszawy z pewnością zapadnie mi w pamięć II miejsce na Piaszczyńskiej Piątce, kiedy po raz pierwszy odwiedzili mnie rodzice, V miejsce na Biegu Powstania Warszawskiego i uroczyste odebranie nagród, kolejne pierwsze miejsce na Olimpiadzie Banku Pekao, II miejsce w Górze Kalwarii...

Czy można było sobie wymarzyć lepszy sezon? Nawet choroby, które pojawiły się w pierwszej połowie sezonu nie mogły go zepsuć, a wręcz przeciwnie... Dużo bardziej doceniam to, co się stało się w drugiej połowie, to że mogę biegać i w końcu to, że warto walczyć do samego końca...

Motywacji na przyszły rok również mi nie zabraknie - próba złamania granicy 40 minut zakończyła się porażką z wielu powodów, ale dzięki temu mam jeszcze coś magicznego do zrobienia w przyszłym sezonie ;-) Najpierw ciężka praca na siłowni, a później jeśli zdrowie pozwoli dużo biegania z uśmiechem na ustach :-) a w międzyczasie nowa przygoda czyli bieganie za piłką do kosza w Ladies League :-) oby w tym roku skończyło się bez kontuzji bo z uśmiechem na ustach na pewno będzie :-)

 Po raz kolejny wielkie podziękowania dla wszystkich, którzy mnie wspierali w tym sezonie, byli blisko lub daleko, trzymali kciuki lub wspierali osobiście, dopingowali na trasie, pytali przed i po o samopoczucie, a po wszystkim bez względu na wynik PO PROSTU BYLI...



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz