
Wydawało mi się, że jest ze mną tak dobrze (zero zakwasów, bieg na prawie 5 km w Biegiem na staż poniżej 19 minut), że mogę po prostu przycisnąć od samego początku... Pierwsze 2 kilometry biegliśmy pod wiatr, a ja mimo to przebiegłam pierwszy kilometr w tempie 3:35... BEZ SENSU!!! Co najmniej pół minuty za szybko! Zanim zdałam sobie z tego sprawę już było za późno - oddech przyspieszony, a ręce (nie nogi!) odmówiły posłuszeństwa i były jak z waty... Miałam ochotę odpuścić... Byłam tak zła na siebie podczas biegu i wiedziałam, że czas nie może być zbyt dobry na mecie, bo tak to jest, jak za szybko się zacznie...

Myślę, że byłam przygotowana na złamanie co najmniej 19:30, a tak w wielkich bólach ledwo złamałam 20 minut... Następny test na 5 km pewnie za rok, ale najważniejsze jest jedno - żeby nie zacząć tak szybko na Olimpiadzie Banku za tydzień, bo efekt może być jeszcze gorszy :-) Bieg jest w Zakopanem, z przewyższeniami, być może w słońcu, a ja będę na dodatek po kilku meczach w siatkę i kosza... Ale i tak myślę, że kluczowe będzie jedno - żeby nie zacząć za szybko :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz