poniedziałek, 27 października 2014

ZIMNO I CIĘŻKO ALE... JEST PODIUM W I PÓŁMARATONIE W GDAŃSKU


Półmaraton w Gdańsku na koniec sezonu 2014? Decyzja zapadła już latem, kiedy wszystko wskazywało na to, że to będzie jeden z lepszych startów w tym sezonie:
1) Gdańsk, czyli piękne miasto, w którym mieszka moja ukochana rodzinka, więc pasję można połączyć z odwiedzinami siostry, chrześnicy, cudownych bliźniaczek, męża siostry, a w dodatku z wyprawą z mężem, siostrą i jej chłopakiem (czyli prawie komplet najbliższych :-))
2) końcówka sezonu, więc forma powinna być
3) pogoda, która w październiku powinna być idealna do biegania
4) "płaska" trasa (przynajmniej tak się reklamowali, a trasa była faktycznie "falowana"... Już wiem dlaczego nie udostępnili profilu trasy...)
5) Bank Pekao, który opłaca start... 


I jak tu nie jechać i w dodatku nie mieć ogromnej motywacji? Do Gdańska pojechałam w sobotę razem z mężem, siostrą i jej chłopakiem zaraz po meczu siostry w kosza (który oczywiście wygrała :-), więc nastrój w sobotę był już dobry). Ja jak zwykle byłam zestresowana przed biegiem. Jakie tempo wytrzymam? Czy zacząć szybko czy wolno? W co się ubrać? Czy krótki rękawek i krótkie spodenki to nie przesada gdy temperatura w okolicach 5°C? Czy próbować łamać 1:30 czy może 1:35? Przez takie dylematy noc z soboty na niedzielę oraz poranek były naprawdę ciężkie… Ale wtedy przypomniałam sobie złote zasady biegania – przecież zrobiłaś wszystko co mogłaś, żeby dobrze przygotować się do startu… Teraz już nic nie zmienisz – trzeba dać z siebie wszystko i już…
 
Na starcie ustawiłam się za balonikiem 1h 30 min z marzeniem złamania tej granicy… W końcu płaska trasa, pogoda wydawała się OK, forma też, nic nie bolało… Marzenie jednak szybko prysło… Na trasie było około 10 podbiegów na wiadukty (niezła „płaska” trasa), okropny wiatr (zawsze w twarz – jak to możliwe?) i trasa wśród samochodów (tzn. 1 pas dla biegaczy, a 2 pasy dla samochodów, więc idealnie wdychało się spaliny). Ale tyle przygotowań, tylu kibiców na trasie i co? Tak po prostu poddać się? Do 8 km biegłam za balonikiem 1h 30 min, ale to nie był dobry pomysł… Kilometry na trasie były źle oznaczone, więc pacemakerzy urządzili sobie właściwie interwały – 1 km wolno, potem nadrabianie (nawet jak było pod górkę!), 1 km wolno i znowu nadrabianie… Poddałam się… Mój organizm nie wytrzymał takich skoków ciśnienia i musiałam zwolnić… Motywacja spadła… Zaczęła się walka o każdy kilometr… 



Na 8 km spotkałam rodzinkę, więc oni przypomnieli mi, że nie warto schodzić z trasy bo jestem 6 kobietą… Za plecami usłyszałam tylko motywujące słowa jakiegoś biegacza „To nie kobieta, kobiety tak szybko nie biegają” :-) Kiepskie samopoczucie trzymało mnie jednak do jakiegoś 13 km… 



W końcu trasa przestała być „falowana” i zaczęłam biec swoim tempem… Wyprzedziłam nawet kilku facetów, ale wciąż na trasie przed sobą widziałam dziewczynę w różowym stroju, która wyprzedziła mnie na 10 km… Trzymałam się około 50-100 m za nią przez cały bieg aż do 20 km… Tam był kolejny podbieg na wiadukt z tak silnym wiatrem, że chociaż przez całą trasę było mi ciepło, to tam miałam wrażenie, że jest -20 stopni… Ale wtedy przypomniałam sobie słowa Jacka – „Uwierz w swój finisz” :-) i po raz kolejny uwierzyłam… Dziewczyna w różowym została na podbiegu i do końca został mi już tylko szybki zbieg i finisz na hali AmberExpo w Gdańsku (szkoda, że nie na pięknym stadionie, który był dosłownie 200 m od hali)… Dobiegłam w mękach, ale szczęśliwa… Jeszcze na ostatnich 200 metrach pomogła mi siostra, więc pewnie kilka sekund urwałam… 6 kobieta i 2 w kategorii wiekowej K25 :-) I jest życiówka 1h 31 min 15 sek. :-) Może nie ta upragniona, ale przy takiej pogodzie i trasie muszę być z siebie zadowolona :-) Marzenie o złamaniu 1h 30 min przerzucam na marzec – przy dobrej pogodzie i odpowiednio przepracowanej zimie jestem w stanie to zrobić :-)





Oby tylko kontuzja się trzymała z daleka – o dziwo kolano się nie odezwało nawet po biegu, więc chyba najnudniejsze ćwiczenia wzmacniające i rozciągające jednak warto robić chociaż kilkanaście minut dziennie :-)


Po biegu poszliśmy jeszcze na spacer nad morze... Pięknie było nawet w październiku - słoneczko, plaża... Aż chciałoby się jeszcze pobiegać mając w nogach nawet 21,1 km :-)

Na koniec podziękowania za wspaniałe wspomnienia:
- mojej siostrze ciotecznej i jej mężowi za bardzo miłe przyjęcie i znoszenie moich humorów przed biegiem,
- mojemu mężowi, siostrze i jej chłopakowi, że pojechali ze mną do Gdańska,
- mojej siostrze za finisz,
- Asi, Natalce i Oli, że są takie kochane i tak czekają na ciocię,
- trenerowi i całej drużynie JacekBiega Running Team za dobre przygotowanie do biegu.


Ten sezon prawie dobiega końca… Gdyby nie kontuzja kolana i brak przebiegniętego maratonu w tym roku byłby to z pewnością najlepszy sezon w moim życiu z najpiękniejszymi wspomnieniami… W dodatku jeszcze co najmniej dwa przeżycia przede mną – odebranie nagrody za 3 miejsce w Grand Prix Warszawy i Bieg Niepodległości, który przy odrobinie szczęścia pozwoli na złamanie 41 minut na ateście…

Trzymajcie kciuki!

 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz