
Zaczęło się wyjątkowo dobrze - pogoda idealna do biegania (zero wiatru i duża wilgotność), żadnych zakwasów i zmęczenia w mieśniach... Co to jest 5 km przy pómaratonie czy maratonie? Życie jednak szybko zweryfikowało, że 5 km może być mało przyjemne...
Już na rozgrzewce złapała mnie kolka... Nie wiem co to ma być, ale ostatnio ciągle czuję ból pod prawym żebrem (po sezonie obowiązkowo lekarz). Nie jestem pewna czy to kolka, bo nie powinno boleć przy małych prędkościach, a ja ostatnio czuję ból nawet jak szybciej chodzę... Ale kolka to słaba wymówka... Zresztą na starcie jest adrenalina, więc kolki nie czuć...


Spojrzałam na zegarek - 800 m do mety... I poddać się? Obejrzałam się za siebie... Dziewczyn nie było widać, więc biegłam tj. człapałam... Wiedziałam już, że chociaż obronię 2 miejsce, bo gdyby ktoś się zjawił to pewnie przycisnę na ostatnich metrach i padnę na mecie... Ale na szczęście nie musiałam tego sprawdzać... Doczłapałam się na 2 miejscu z czasem 19:44... Teraz cel - szybko zapomnieć o tym biegu :-)
Już w środę najważniejsza "dyszka" sezonu - Bieg Niepodległości. Szybka trasa, wspaniała atmosfera i jak co roku szansa na życiówkę... Na pewno "trójkę" z przodu to ja będę miała jeszcze przez 9,5 roku, ale niestety czuję, że od biegowej "trójki" znowu się oddaliłam... Ostatnia moja życiówka to 40:53 z zeszłego roku... Czy w tym roku będzie chociaż 5 sekund szybciej? Pogoda nie zapowiada się dobra (wiatr 30 km/h), ale i tak zamierzam powalczyć, bo to ostatni start w tym sezonie...
Podziękowania dla Michała i Jacków za świetną atmosferę biegową i podtrzymywanie na duchu :-)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz