niedziela, 5 listopada 2017

PIĄTKA W GDAŃSKU CZYLI CZAS WRACAĆ DO SZYBKIEGO BIEGANIA

Spontaniczny wyjazd z niespełna 3 miesięcznym dzieckiem i to w listopadzie? A może połączyć to jeszcze z bieganiem? Tydzień przed Biegiem Niepodległości postanowiłam przebiec piątkę w Gdańsku i... wielka niespodzianka :-) Ale zacznijmy od początku...

Na sentymentalny start i wyjazd do Gdańska zdecydowałam się 3 dni przed... Warto jednak było zapłacić najwyższą opłatę startową - cudownych wspomnień z wyjazdów do Gdańska ciąg dalszy :-)

Najpierw trzy wspaniałe dni z mężem i Majeczką oraz zwiedzanie Trójmiasta, Chałup, Kuźnicy i Jastarni czyli kilkanaście kilometrów dziennie, a po wszystkim start w słońcu i... niestety całkiem sporym wietrze...

Na start dotarłam... biegowo - w końcu mieszkaliśmy 5 km od stadionu i kilometr od morza... Nie nastawiałam się na "wielkie" bieganie, ale... chyba stał się jakiś cud :-) Pierwsze dwa kilometry minęły nie wiadomo kiedy i... jak się okazało zbyt szybko - 3:38! Później jednak zaczął się odcinek pod wiatr i tempo zdecydowanie spadło... Nikogo przede mną na 100 m... Nie mam za kim się schować, na trasie żadnych kibiców.. I jak tu biec dalej? Czułam jak zaczynam się męczyć i... po prostu biegnę byle do mety...
Na około 500 m do mety usłyszałam jednak Moje Szczęścia - mój mąż i Kruszynka, którzy czekali na mnie i dopingowali ze wszystkich sił :-) Teraz wiedziałam, że muszę się zebrać nie tylko dla siebie... W dodatku wiedziałam, że biegnę piąta i mam szansę na podium w kategorii...
I wtedy usłyszałam spikera "Witamy kolejne trzy panie..." Jak to trzy? Myślałam, że biegnę sama i niezagrożona... I za chwilę jedna dziewczyna zaczyna mnie wyprzedzać... Biegnę z nią przez chwilę ramię w ramię, myślę o moich dzielnych kibicach i... zaczynam przyspieszać... Odpieram atak zupełnie nie wiem jakim cudem... Ale do mety jeszcze jakieś 200-300 metrów... Czuję jak zaczynają piec mnie uda... Jednak ciągnę dalej głową... Walczę o jak najlepszy czas i miejsce i... żeby udowodnić sobie i innym dziewczynom, że po ciąży wciąż można szybko biegać i dobrze się czuć... Bo jeśli się chce to wszystko można... Czy czasem jest ciężko? Jest... Bo czy treningi codziennie o 6 rano są łatwe? Nie... Ale można... Wszystko to kwestia organizacji i chęci...

Efekty po niespełna 3 miesiącach po porodzie - 19:17 czyli mój drugi najlepszy wynik na 5 km (tylko 7 sekund gorszy niż roku temu) oraz 5 miejsce OPEN i 1 miejsce w kategorii K30 :-)

Dziękuję mojemu Mężowi i Kruszynce za cudowne kilka dni nad morzem i powrót do szybkiego biegania :-) A przy wyniku 19:17 na pięć kilometrów wraca nadzieja żeby na wiosnę znowu pobiec maraton poniżej 3:10 i... może w końcu złamać 40 min na 10 km? Trzymajcie kciuki!



Brak komentarzy:

Prześlij komentarz