
Tydzień przed startem szybki trening w tempie... 4:20... "No, no... Niezłe tempo... W Kabatach na śniegu na pewno będzie lepiej" - drwiłam sama z siebie... Nawet przeszło mi przez myśl żeby w tym roku Kabaty znowu odpuścić, ale w końcu stwierdziłam, że mam je opłacone, a poza tym sama tak szybko jak na Kabatach jednak nie pobiegnę treningu... Ostatecznie zdecydowałam się na start...

Pogoda jak to w lutym nie rozpieszczała, ale bieganie po śniegu? Nie mam dobrych butów, a poza tym zimno i 2 lata temu od śniegu nabawiłam się zapalenia ścięgna Achillesa, więc w tym roku to nie był tylko pierwszy start, ale też pierwszy bieg po śniegu... No cóż... "Jak się uda pobiec poniżej 45 min to będę szczęśliwa" - pomyślałam przed biegiem...
Na start dotarłam metrem ponieważ mój Mąż i Córeczka mieli przyjechać samochodem później, bo tyle czasu na mrozie dla Majeczki (wczoraj skończyła 6 miesięcy!). Już o 10 w Kabatach było pełno biegowych znajomych... Minęły ponad dwa lata od ostatniego startu, a tam na każdym kroku uśmiechnięta biegowa twarz... Nie spodziewałam się, że tyle osób mnie pamięta, porozmawia, zamieni chociaż kilka zdań... To było niesamowicie miłe i na pewno dało kopa. Ale wciąż nie planowałam walczyć o podium czy jakiś konkretny czas tylko po prostu zrobić dobry trening i jechać do domu. Wydarzył się jednak cud...
Najpierw krótka rozgrzewka - zaledwie 2 kilometry bo na więcej nie starczyło czasu, a ważniejsze było porozmawiać ze znajomymi :-) Nogi się nie kręciły, pierwszy raz używane kolce wbijały się w stopy... Kiedy szłam jednak na start spotkałam jeszcze mojego Męża i Kruszynkę i... wtedy jednak stwierdziłam, że szybko trzeba przybiec bo przecież karmienie się zbliża, Dziewczynka nie śpi, a tu już 11:03, a nie 11:00, a my dopiero startujemy :-)
Pierwsze pięć kilometrów było bardzo dziwne - biegłam za dwiema Martami, które dyktowały tempo i miałam wrażenie, że jestem na rozbieganiu, a nie na starcie :-) Wydawało mi się, że biegniemy grubo powyżej 4:30, ale co tam... Aż tak mi się nie spieszy do domu :-)
Po piątym kilometrze Marta jednak przyspieszyła (wiedziałam, że miała robić trening z narastającą prędkością, więc wolałam jej nie gonić bo i tak zostawiłaby mnie w tyle kiedy by chciała :-) ), ale wciąż trzymałam się z drugą Martą... I tak dobiegłyśmy do 7 kilometra... Wtedy zobaczyłam, że coraz bliżej jest Sylwia, a Marta jednak słabnie... Skoro zostały jeszcze tylko 3 km to szkoda było odpuścić podium, więc starałam się utrzymać tempo...

W moim kryzysowym miejscu na kabackiej trasie dojrzałam z daleka, że czeka mój Mąż z Majeczką... No i co teraz? Poddać się? Zaczęłam sapanie i zrobiło się naprawdę ciężko... Wtedy przypomniały mi się słowa Moniki z rozgrzewki: "W tym miejscu to ja już tylko czekam aż skończą się męczarnie"... Oj jak ja wtedy czekałam na metę... Czułam, że Marta i Sylwia są naprawdę blisko, więc jedna z nas nie stanie na podium... I wtedy pojawiła się Bożenka, która krzyknęła, żebym ciągnęła do końca... No to dociągnęłam... :-) Na metę wpadłam jeszcze przed czasem 41 min, ale oficjalnie nieco przekroczyłam, bo... numerek do sczytania czasu miałam na drugiej koszulce... Tak czy inaczej dałam radę!!! Nie wiem jak!!! 41 minut w takich warunkach to było niemożliwe!!! I z takimi treningami jak ostatnio... I z odczuwalnym osłabieniem... Wciąż nie chce mi się w to wierzyć, więc cieszę się tym pudłem jakby to było jakieś Mistrzostwo Świata :-)
A na koniec jeszcze coś o czym zapomniałam przez te 2 lata... Kabaty rządzą się swoimi prawami i atmosfera jest zdecydowanie niepowtarzalna :-) Mnóstwo znajomych twarzy i osób, dla których bieganie to pasja :-) To nie są najważniejsze zawody w sezonie - tutaj można odpuścić, pogadać, pośmiać się i po prostu żyć przez chwilę swoją biegową pasją :-) Fajnie było Was wszystkich znowu spotkać w jednym miejscu :-)
Udało się też po raz kolejny wejść na podium z Majeczką :-) Niech się Maleństwo przyzwyczaja, bo raczej na jakiś sport będzie skazana ;-) I super jest czuć wsparcie rodziny w tym co się robi z pasji :-) Dziękuję!!!
Do następnego!!!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz