Czy ja marudziłam na pogodę 3 tygodnie temu? Duuuuża pomyłka! Tym razem poranek przywitał mrozem -10 stopni i odczuwalną temperaturą -16... A mój ostatni trening na dworze? Chyba jakiś tydzień temu bo ostatnio uciekałam na siłownię, więc ciężko mówić o jakichś dobrych czy szybkich treningach...
Ale starty opłacone, mnóstwo znajomych na biegu więc... trzeba było psychicznie się przekonać do tego treningu... Efekt? Było lepiej niż się spodziewałam :-)
Na bieg pojechałam niestety sama, bo Majeczka na takim mrozie mogłaby nie wytrzymać zbyt długo... Najpierw problemy z parkingiem i numerem startowym (zamiast mojego 13 dostałam 3!!! Co za pech ;-) ), ale później wszystko wróciło do normy... Mnóstwo biegowych znajomych i... nastawiłam się po prostu na trening na mrozie... Wiedziałam, że wynik nie może być rewelacyjny, a ja nie chciałam się szarpać i dorobić zapalenia płuc, więc zaczęłam spokojnie...
Niestety bieg pod wiatr spowodował, że moje dłonie zamarzły tak, że nie mogłam nawet nimi poruszać... Bałam się, że za chwilę będą zamarzały kolejne części mojego ciała, ale na szczęście od 4 km było nieco z wiatrem i biegło się przyzwoicie jak na minusowe warunki :-)
Nie szarpałam się... Po prostu biegłam jak dyktował mi organizm... W pewnym momencie dogoniłam nawet super szybką Martę, ale dobrze wiedziałam, że i tak mnie w końcu wyprzedzi bo to inna liga :-) W moim najgorszym momencie znowu na horyzoncie zobaczyłam moją ukochaną rodzinkę i wiedziałam, że mogę biec szybciej, ale... wolałam się tym razem uśmiechnąć i dobiec do mety z uśmiechem, a nie z chorym gardłem i kaszlem :-)
W całkiem niezłym komforcie wpadłam na metę z czasem poniżej 42 min (tak wynika z mojego zegarka, bo pomiar organizatorów niestety zamarzł i oficjalny czas jest sporo gorszy) :-) Dało mi to 2 miejsce więc mojego uśmiechu nie było końca, a szybki trening udało się zrobić nawet w takich warunkach :-) Na pewno pomoże to w przyszłości mojej głowie :-) A do kwietniowego maratonu jest już naprawdę blisko...
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz