niedziela, 14 czerwca 2015

VI OLIMPIADA BANKU PEKAO CZYLI PIĘKNE EMOCJE SPORTOWE, GÓRY I... NIEDOSYT

VI Olimpiada Banku Pekao to miał być rewanż za nieudany 2014 r. w siatkę i kosza... Wciąż tliła się nadzieja, że powtórzymy sukces z Olimpiady z 2013 r. w Spale tj. 2 miejsce w siatkę, 3 miejsce w kosza, 3 miejsca w generalce i 1 miejsce w bieganiu.

Niestety harmonogram przed Olimpiadą szybko zweryfikował marzenia o złocie w kosza i siatkę - mecze były o tej samej godzinie i trzeba było wybrać to co bardziej się lubi, czyli w moim przypadku koszykówkę :-)

Ale zacznijmy od początku. Olimpiada w Zakopanem czyli... nie można było sobie odmówić chodzenia po górach :-) Pojechaliśmy dzień wcześniej żeby cały czwartek był wolny od zawodów. Mieliśmy wybrać się na krótką wycieczkę żeby się nie zmęczyć (w tym wjazd na Kasprowy kolejką - największy obciach jaki w życiu przeżyłam ;-) ) i poczuć Tatry. Wycieczka była wspaniała - kiedy wyszliśmy z hotelu rozpierała mnie niesamowita energia i szczęście. To była taka wielka radość, że nie dało się spacerować powoli i rozsądnie, a w dół to nawet zaczęliśmy zbiegać :-) Tego dnia udało się być na Kasprowym, Kopie Kondrackiej i Giewoncie -
 wszystko blisko, łatwo i przyjemnie, ale następnego dnia poczułam, że jednak dawno nie chodziłam po górach i uda odmawiają posłuszeństwa. Na szczęście łydki przeżyły - zdecydowanie pomogła kąpiel w strumyku :-)

Następnego dnia rano (po dwóch godzinach snu - nerwy wzięły górę i spać się nie dało) łzy stanęły mi w oczach... Jak można przed najważniejszą imprezą sportową w roku mieć zakwasy? Tego dnia miałam biegać 5 km po górach, grać w 3 meczach kosza i w meczu w siatkę (niestety tylko w jednym bo harmonogram był okrutny dla naszej drużyny). Głupota straszna...

KOSZYKÓWKA

 W tym roku byliśmy przygotowani na kosza jak nigdy dotąd - wspólne treningi prawie cały rok, skład najlepszy ze wszystkich lat i... słaby harmonogram. Pierwszego dnia wygraliśmy wszystkie mecze bez większych problemów, z poświęceniem i zaangażowaniem wszystkich, z pięknymi emocjami... Drugiego dnia drabinka nas nie oszczędzała i żeby walczyć o miejsca 1-4 musieliśmy wygrać z jedną z dwóch najlepszych drużyn w ostatnich latach. W tym meczu zabrakło nam jednak trochę szczęścia - przeciwnik w pierwszej połowie trafił chyba 100% rzutów, a w drugiej połowie nie zdążyliśmy odrobić strat i przegraliśmy 2 punktami. Sędzia nie pomagał i było dużo kontrowersyjnych sytuacji... Minimalnie zabrakło i pozotał wielki niedosyt. Walka o piąte miejsce to była dla nas porażka... Medal w tym roku był na pewno w zasięgu naszych umiejętności, ale musieliśmy zadowolić się ostatecznie 6 miejscem... I jak tu zrezygnować z tych emocji i chęci rewanżu w przyszłym roku? Chyba jednak nie poddam tych emocji i powalczę za rok po solidnych treningach :-)

BIEGANIE

Bieganie na zakwasach po górach? Sprawdziłam :-) Da się, ale nie jest to przyjemne :-) Na szczęście do przebiegnięcia był dystans 5 km, więc można było zacisnąć zęby i biec... Podbiegi były jednak zabójcze i uczciwie muszę przyznać, że raczej podchodziłam niż podbiegałam (uratował mnie jeszcze Marek z wodą :-) )... Ale nie widziałam nikogo za plecami, więc stwierdziłam, że trzeba się oszczędzać na mecz siatkówki z najtrudniejszym przeciwnikiem. Bieg wygrałam chociaż na pewno nie dałam z siebie wszystkiego, a Bożenka spokojnie mogła mnie dogonić. Ale podobno zwycięzców się nie sądzi, więc cieszę się ogromnie, że udało się zająć pierwsze miejsce walcząc dodatkowo z upałem, zakwasami i anemią :-)

SIATKÓWKA
Siatkówkę poddaliśmy tak naprawdę piewszego dnia kiedy wybraliśmy kosza... Dlatego w tej dyscyplinie pozostaje największy niedosyt  - zajęliśmy w tej dyscyplinie 13 miejsce, a mieliśmy szanse nawet na złoto. Pierwszego dnia udało się zagrać pełnym składem tylko ostatni mecz z najsilniejszym przeciwnikiem - wygraliśmy po bardzo dobrym meczu i świetnych emocjach :-) Ale tego dnia pozostali przeciwnicy też byli do ogrania co gwaratnowało miejsca 1-8... Niestety zwycięski mecz niewiele dał i ostatniego dnia walka toczyła się już tylko o miejsca 13-16. Szkoda, bo potencjał był. Zabrakło chyba tylko walki o zmianę harmonogramu przed olimpiadą.

Podsumowując, emocje wspaniałe, chwile niezapomniane do końca życia i... wielki niedosyt. Po raz pierwszy winę zrzucę nawet na organizatorów, a nie nasze sportowe umiejętności, gdyż harmonogram, w którym jedna drużyna rozgrywa mecze siatkówki, koszykówki, piłki nożnej o tej samej godzinie nie jest sprawiedliwy i wystarczyłoby trochę dobrej woli, żeby lepiej dobrać mecze dla każej drużyny.

Teraz pozostaje tylko wierzyć, że za rok Olimpiada będzie w Spale, że uda się pojechać przynajmniej w takim samym składzie, że harmonogram będzie bardziej sprawiedliwy i wrócimy ze złotymi medalami w drużynówkach. Dla takich emocji na pewno warto żyć :-)


Ps. Jest jeszcze jeden sukces - koszulka kapitana ze zwycięskiej drużyny w klasyfikacji generalnej :-) Ale w przyszłym roku jest plan na pokonanie ich zarówno w kosza jak i siatkę :-)




Brak komentarzy:

Prześlij komentarz