niedziela, 16 sierpnia 2020

CHUDY WAWRZYNIEC CZYLI WYMARZONE STARTY W GÓRACH...

Chudy Wawrzyniec czyli docelowy start 2020 i najpiękniejsze wspomnienia na całe życie... To miał być powrót sentymentalny bez względu na wszystko bo to właśnie tam przeżyłam swój
pierwszy start w górach i schodzące paznokcie rok temu... To dzięki Chudemu Wawrzyńcowi pojechaliśmy do Złatnej na "koronaferie", a później kupiliśmy domek w Sopotni Wielkiej... To dzięki Chudemu Wawrzyńcowi zakochałam się w bieganiu po górach... To dzięki Chudemu Wawrzyńcowi kręcą mi łezki w oczach kiedy pomyślę o ostatnich dwóch weekendach i wygranych marzeniach...

Na początku miał być tylko start na 52 km, ale dodatkowa klasyfikacja i strach przed dystansem sprawiły, że jednak zdecydowałam się przede wszystkim na Małą Rycerzową czyli 20,5 km. Rekonesans trasy Chudego tydzień przed startem sprawiły, że jednak pojawiały się obawy, że po prostu nie dam rady... Ledwo powłóczyłam nogami za Bożenką, a stopom wciąż nie odpowiadały żadne buty... Miałam dość na samą myśl o starcie na 52 km, więc najchętniej bym zrezygnowała... Tylko jak zrezygnować z czegoś do czego przygotowujesz się od roku, a od kilku miesięcy zawdzięczasz pobyt w górach? To nie mogło się tak skończyć...

W pierwszy weekend "Chudego" zafundowałam sobie start w Małej Rycerzowej. Po nieprzespanej nocy stanęłam na linii startu... Chciałam już to mieć po prostu za sobą... Jednak na trasie złość i strach szybko minęły i zaczęła się radość z biegania po górach :-) pierwsze kilometry trochę za szybko i uda się trochę "przypaliły", ale wiedziałam, że muszę oddać "hołd" Chudemu... To ta trasa... To tutaj wszystko się zaczęło... Kilometry mijały bardzo szybko chociaż upał był potworny... Zaliczyłam też sporą wywrotkę (chyba swoją pierwszą w górach), ale... nie było tak źle - podniosłam się i pobiegłam po prostu dalej :-) co prawda trochę się oszczędzałam już na zbiegach, ale... jak się okazało po pierwszych dwóch dniach rywalizacji byłam pierwsza z czasem 2:06 i jako pierwsza wbiegłam na metę Chudę 2020 ;-) Może trochę wolno jak na przewyższenie ok. 1000 m, ale z drugiej strony byłam z siebie zadowolona :-) Ostatecznie zajęłam drugie miejsce, ale wyprzedził mnie nie kto inny niż moja koleżanka z drużyny - Marta :-) Przegrać z Martą o minutę to jak wygrać ;-)



Z dnia na dzień zbliżał się jednak długo wyczekiwany Chudy Wawrzyniec... To miało być ukoronowanie ostatnich miesięcy treningów i walka... Stres jednak było za duży - kolejne nieprzespane noce, ból brzucha... Kompletny bezsens... Tak bardzo chciałam wygrać ze swoimi słabościami, ze sobą sprzed roku... Z drugiej strony wiedziałam, że to będzie bardzo trudne - za duży stres, trudniejsza trasa niż przed rokiem, nieprzespane noce, niesprawdzone buty i zapowiadane burze, które skończyły się tylko na upale... Mimo to podjęłam rękawice i stanęłam na starcie... Kiedy mojej córeczce powiedziałam, że jestem smutna, bo nie dam rady szybko pobiec, to ona powiedziała "Nie martw się Mamusiu. Ja Ciebie wezmę za rękę i razem szybko pobiegniemy na metę i wygramy". Te słowa wspominałam przez cały bieg... Czułam jej malutką rączkę, która ciągnęła mnie do mety... 


W zeszłym roku biegłam na luzie - to miała być tylko wycieczka biegowa, a w tym? To była walka od pierwszego kilometra... Niestety w przeciwieństwie do poprzedniego roku miałam też kryzysy... Bolał mnie brzuch, było gorąco i od Wilkiej Raczy zamiast szybko biec do Przegibka włączyło mi się "człapanie"... Starałam się biec, ale niestety do świeżości było bardzo daleko...






Na Przegibku czekał jednak na mnie ratunek - pomarańcze i wąż z zimną wodą :-) To one postawiły mnie do pionu i... nagle znowu mogłam biec :-)  Ostatnie 14 km przebiegłam około 15 min szybciej niż przed rokiem :-) Jeszcze w zeszłym roku postanowiłam się rozprawić z czasem 6:00 i... pomimo trudniejszej trasy udało się w 5:58:58 :-) Co więcej - ostatnie 100 m przebiegłam z Moja ukochaną córeczką, która czekała na mnie na mecie :-) Nie chciała już wbiegać na rączkach tylko ze mną pokonała ten ostatni... zwycięski odcinek :-) Jak się okazało ten czas dał mi wygraną w tym biegu i najpiękniejsze wspomnienia na całe życie :-) 

Chudy Wawrzyniec zmienił wiele w moim życiu i jestem mu bardzo wdzięczna :-) jeśli tylko zdrowie pozwoli z pewnością będę tutaj wracała :-) Pokochanie biegów górskich, "koronaferie" w górach, własny domek w górach, obozy biegowe z Dream Run w "Malinówce" i... chyba w końcu uwierzyłam w siebie jeśli chodzi o biegi górskie ;-) 

No i skoro to był docelowy bieg 2020, to oczywiście należą się podziękowania:
Mojemu Mężowi, w szczególności za super zdjęcia i za to, że znosi kolejne wydatki na buty biegowe ;-)
Majeczce, bo potrafi dociągnąć do mety nawet gdy jest daleko,
Rodzicom, bo zawsze są i pomagają kiedy tylko mogą,
Arturowi za odpowiednio męczące treningi,
całemu Dream Run za super atmosferę w "Malinówce"
organizatorom Chudego za super atmosferę, organizację, zdjęcia, filmy, nagrody,
Andrzejowi Olszanowskiemu, Piotrowi Oleszak i Katarzyna Gogler za piękne upamiętnienienie niezapomnianych chwil na zdjęciach...





Brak komentarzy:

Prześlij komentarz