niedziela, 19 lipca 2020

I BIEG ŻENTYCY CZYLI MOJE PIERWSZE ZWYCIĘSTWO W GÓRACH...

Co można zrobić za 40 zł? Przeżyć niezapomniane chwile na całe życie :-) Bieg, którego reklamę zobaczyłam zupełnie przypadkiem w Schronisku na Rysiance i... od razu wiedziałam, że muszę tam pobiec chociaż tydzień wcześniej biegłam półmaraton w Korbielowie... :-) Bo czy można zrezygnować z biegów, które są dosłownie tam gdzie mieszkasz? :-) I chociaż trasy nie zdążyłam zbadać to wiedziałam, że będzie fajna - w końcu to Beskidy :-)

Zaczynając od początku - najważniejsze, że na biegu nie miałam być sama tylko z super ekipą Josypenków, a jak wiadomo nie od dzisiaj - tam gdzie jest Jędrzej tam dobrze mi się biegnie, a życiówki same wpadają ;-) Tym razem byłam tydzień po półmaratonie w Korbielowie z przewyższeniem ok. 1400 m, więc nogi nie nabrały jeszcze świeżości, ale... bieganie w górach rządzi się swoimi prawami i nigdy nie wiadomo na jaki dzień się trafi :-)

Pogoda nie rozpieszczała - padało jeszcze przed startem, więc było ryzyko dużego błota, a ja nie dość że nie umiem zbiegać to jeszcze po błocie? No i jeszcze poprzedniego dnia stanęłam niefortunnie na jakimś kamyku i coś było nie tak ze stopą... Wymówek sporo, ale... ja tak łatwo się nie poddaję :-)

Początek 1,5 km po asfalcie, więc idealnie na rozgrzewkę bo szybko :-) Szybko też się okazało, że biegnę pierwsza :-) Oczywiście czekałam aż kolejne dziewczyny zaczną mnie wyprzedzać, ale to się nie liczyło - chciałam po prostu zrobić dobry trening pod Chudego Wawrzyńca :-)

Była też duża mgła, więc cały czas bałam się, że gdzieś pomylę trasę, ale... po kilku zakrętach szybko się okazało, że trasa jest bardzo dobrze oznaczona oraz że w trudnych momentach na trasie są zawsze wolontariusze, więc po prostu nie dało się pomylić :-) Rysianka Team MTB - dzięki!

Pierwszy podbieg był dosyć długi bo w zasadzie trwał do 7 km, ale dało się biec, więc nawet szybko minęło :-) później przyjemny zbieg - szeroko i całkiem miękko, a po połowie trasy coś do jedzenia i picia :-) Ze względu na to, że padało to nie chciało się jednak pić ani polewać wodą, więc po prostu pognałam dalej... Za chwilę miał zacząć się drugi dłuższy podbieg, ale jak się okazało znowu było całkiem przyjemnie i nawet nie byłam pewna czy to już na pewno to drugie wznieniesie :-) Kolejne zbiegi dały mi już nieco w kość bo było trochę kamieni, a mojej stopie to się bardzo nie podobało... Na szczęście za chwilę pojawiło się trochę trawy i można było już normalnie biec :-)

Generalnie super trasa do biegania :-) Szkoda tylko, że nie było widoków bo mogę się tylko domyślać, że w słoneczne dni musi tam być pięknie :-)

Do mety dobiegłam z uśmiechem na ustach i nawet nie za bardzo zmęczona w czasie 1 godziny i 54 minut :-) Nikt też mnie nie wyprzedził aż do mety, a ja za to "prawie" dogoniłam Jędrzeja, który co prawda był kilka minut przede mną, ale nikogo między nami nie było :-)

Na mecie czekała na mnie moja ukochana rodzinka - dziękuję!, a na wszystkich biegaczy cudowna atmosfera biegowego święta, której przez tę pandemię bardzo brakowało: zespół góralski, pyszna zupka, ciasta, ciasteczka, owoce, gorąca herbatka, woda... Aż nie chce się wierzyć, że to wszystko w cenie 40 zł! No i w końcu dowiedziałam się co to jest "żentyca", a nawet ją skosztowałam - PYCHA! :-) A to wszystko dzięki gościnności gospodarstwa "Sopki Stopki" :-) Już nie mogę się doczekać kiedy tam wrócę i w nieco bardziej słoneczny dzień skosztuję ich wyrobów, bo to jest po prostu bajka :-)

Zapomniałabym dodać - na zwycięzców czekały również fajne nagrody, ale mi do gustu najbardziej przypadł puchar z drewna! Genialny :-) to właśnie z niego udało mi się skosztować żentycy :-)

Już nie mogę się doczekać kolejnych biegów organizowanych przez Rysianka Team MTB :-) i chociaż zajmują się głównie tematyką rowerową, to trzeba przyznać, że ten bieg wyszedł im organizacyjnie super :-) jak tylko limit 150 osób zostanie zdjęty to coś czuję, że w przyszłym roku będzie co najmniej 1000 chętnych :-) Ale do tego czasu cieszę się z pierwszego miejsca i już nie mogę doczekać się kolejnych przygód w górach :-)

Następny start - Chudy Wawrzyniec... Mam niestety spore obawy o stopy i... wciąż nie mam dobrych butów żeby w nich przebiec aż 53 km... W zeszłym roku przypłaciłam to stratą paznokci, a w tym roku wciąż nie znalazłam nic sensownego, bo w moich nowych butach to ja co najwyżej mogę półmaraton przebiec... ;-) No i trochę nie podoba mi się formuła startu - co 5 sekund w 4 dni... Tak czy inaczej szykuje się kolejna fajna przygoda w górach :-) oby tylko zdrowie dopisało :-) trzymajcie kciuki!

Ps. Powoli niebezpiecznie zakochuję się w bieganiu ultra... A tak się broniłam :-)

Ps2. Dziękuję za super zdjęcia z biegu - Paweł Motyka i Aleksander Miler. W dodatku tylu fotografów to rzadko się spotyka nawet na biegach kilkutysięcznych, a tutaj taka niespodzienka :-) Wciąż nie mogę wyjść z podziwu jeśli chodzi o organizację tego biegu :-) Jeszcze raz gratulacje i czekam na więcej ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz