sobota, 14 grudnia 2019

Białołęcki Bieg Wolności czyli radość z biegania odzyskana...

Kiedy tuż przed maratonem naderwałam mięsień długo biłam się z myślami czy to moje bieganie ma sens... Wstawanie o 5, wiecznie w biegu i kiedy ma przyjść ta wisienka na torcie czyli maraton... kontuzja... Jeszcze te choroby ze żłobka - właściwie nie pamiętam kiedy ja i Maja byłyśmy jednocześnie zdrowe...

Ale nie poddałam się... Wzięłam się w garść i biegałam na tyle ile pozwalało zdrowie... Kiedy łydka wciąż nie odpuszczała, a ja przy próbach wychodzenia na trening musiałam wracać do domu spacerem po kilometrze czy dwóch bałam się, że to nigdy się nie skończy...

Minęły już 3 miesiące, a ja powoli odzyskiwałam radość z biegania... Najpierw w Gdańsku Bieg Mam na 5 km z wózkiem w czasie 20:10, później Toruń i Żoliborz  w tempie ok. 4:00 i głód startów wciąż niezaspokojony... Padło na Białołęcki Bieg Wolności... Kusiła mnie ta impreza, ale gdyby nie Jędrek nie zdecydowałabym się na kolejny wyjazd na drugi koniec Warszawy bo zwyczajnie nie mam na to czasu... Oj, jaka to byłaby strata!


Impreza świetnie zorganizowana! Aż się zastanawiam czy o tym pisać bo w przyszłym roku mogę się nie dopchać ;-) Ale koncert, kosze podgrzewane węglem i drewnem żeby wszystkim było ciepło, sprawnie zorganizowany odbiór pakietów startowych, ciepła herbatka i grochówka po biegu i w końcu... bardzo fajna trasa :-) Nawet zaczęłam się zastanawiać czy nie przeprowadzić się na Białołękę bo z pewnością byłoby gdzie robić treningi :-) i dużo taniej niż na Ursynowie ;-) No i chyba najlepsze zdjęcia biegowe z jakiejkolwiek imprezy biegowej na jakiej byłam (Dziękuję Karolina Krawczyk, Festiwal Biegowy, WiO Warszawa i Okolice) :-)

Ale do rzeczy... Przyjechałam po odbiór pakietu już przed 11 żeby nie było zbyt dużych kolejek - nie było wcale. Za chwilę przyjechał Jędrek, więc już było z kim pogadać i pocieszyć się bieganiem :-) Co prawda miałam biec na krótko, ale Jędrek namówił mnie do dłuższych spodenek i musiałam się całkowicie przebrać w przebieralni gdzie... wdepnęłam w kupę... No ale to podobno na szczęście :-) No i ja w nią tylko wdepnęłam, a niektóre Panie w nią po prostu wpadły, więc to już chyba było szczęście ;-)

Start o 12:13, ale... jakoś mi się pokręciło i o 11:30 zaczęliśmy truchtać... Przed 12 gotowi do biegu i... zapomnieliśmy że start o 12:13, a nie o 12 :-) Przynajmniej był jeszcze czas na toaletę i przebieżki ;-)

Mój start to całkowity brak presji - wymęczyłam się tydzień temu na Żoliborzu, a teraz to miał być po prostu dobry trening pod maraton czyli ciąg :-) Ale oczywiście... zaczęłam za szybko :-) Biegło się bardzo dobrze, więc pierwsza pętla w tempie 4:00 i bieg z uśmiechem :-) Ciekawa byłam kiedy ten uśmiech się skończy, ale... jakoś tak się dobrze biegło :-) Niby zimno, niby wiatr, niby trochę błota, ale naprawdę nie miałam kryzysu... Co prawda tempo spadło bo nikt nie gonił, ale i tak udało się pobiec 13 km w tempie 4:05, więc na pewno szybciej niż na standardowym treningu :-)

Na mecie czekała jeszcze na mnie niespodzianka czyli mój Mąż z Majeczką :-) Przyjechali na ten koniec świata rowerem :-) Dziękuję!

2 miejsce przed biegiem oczywiście brałabym w ciemno, a tutaj było 2 miejsce i to jeszcze z uśmiechem :-) Mam nadzieję, że wrócę tutaj za rok bo organizacja 1 klasa :-) I jeszcze wpadło 200 zł do Sklepu Biegacza - w końcu kupię sobie koszulkę z długim rękawem, bo po tym jak mi zniknęła na jednym z biegów GPW - nie mam żadnej :-( Teraz jest dobra motywacja do zakupu :-)

2 komentarze:

  1. Jeszcze te choroby ze żłobka - od dwóch miesięcy mamy tak samo w domu a z mojego biegania pozostały tylko szarpane wyjścia pomiędzy infekcjami. Chyba muszę przeczekać i odpocząć. Wrócić z siłami od lutego ze świadomą rezygnacją ....:( Wiosna odpadnie ale może zdrowie wróci do jakiegoś poziomu

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Trzymam kciuki za zdrowie! Bez tego się nie da i to tylko meczarnia. Ja walczę jeszcze :-)

      Usuń