niedziela, 11 lipca 2021

TriCity Trail Maraton+ czyli wygrana serca i głowy...

TriCity Trail to wspaniała nadmorska przygoda,
Chociaż nad Bałtykiem aż za dobra pogoda.
Impreza biegowa i rodzinny wyjazd nad morze,
Czy płaska trasa górska w Trójmieście mi pomoże?
 

Brak formy czuję już z pół roku,
Chociaż na treningach nie zwalniam kroku.
Bieg najlepsza ekipa zorganizowała,
Więc wszystko mówiło żebym spróbowała.
 

Zaczęło się od odbioru pakietu startowego
I spotkania fotografa Andrzeja Olszanowskiego.
Piękne zdjęcie portretowe mi z Mają zrobił
I w ten sposób moją ścianę pięknie ozdobił.
Pamiątkowy kubek "na szczęście" kupiłyśmy
I z wielkim uśmiechem do domu wróciłyśmy.
 

Wieczorem tradycyjne nerwy przedstartowe przyszły
I na dodatek problemy żołądkowe u mnie wyszły.
Na szczęście o poranku już lepiej było,
Spadł kamień z serca i mi ulżyło.
Na start 3 km rozgrzewkę zrobiłam,
I już na samym początku się zaskoczyłam.
Wielu dobrych biegaczy dystans 49 km wybrało
I już wiedziałam, że na trasie będzie się działo.

Kasi Winiarskiej nikomu przedstawiać nie trzeba,
A mnie na 6 km spotkała już pierwsza gleba.
Mimo wszystko całkiem blisko się trzymałam,
I na pierwszym punkcie odżywczym ją spotkałam.

Do 18 kilometra z uśmiechem dotarłam,
Chociaż czułam już, że prawą stopę obtarłam.
Buty tym razem kompletnie się nie sprawdziły,
Chociaż w zeszłym roku na Chudym sobie poradziły.
 

Tutaj przyjemności z biegu się skończyły,
Ale serce i głowa każdego kilometra broniły.
Po pierwsze upał był nie do zniesienia,
A nogi nie były już chętne do podnoszenia.

Odciski na stopach miały coraz większe rozmiary,
Za co spotkały mnie te wszystkie kary?
Przez te problemy bardzo zwolniłam,
A mimo wszystko drugą zawodniczkę dogoniłam.
Trasa była idealna do biegania,
A u mnie niestety przyszedł czas człapania.

Z tego wszystkiego zaczęłam do siebie gadać:
"Przyszedł czas, że trzeba przestać się mazać.
Brzuch boli, upał, noga obdarta,
A może jeszcze odwróci się ta zła karta?"

I tak kilometr po kilometrze walczyłam,
Aż drugi punkt odżywczy zobaczyłam.
Cudownych wolontariuszy tam spotkałam
I najlepszym izotonikiem się napawałam.
 

Wciąż biegłam jako druga kobieta
I nagle poczułam się jak rakieta.
Zaczęłam wyprzedzać zawodników z półmaratonu,
I pić w końcu więcej wody ze swojego bidonu.
 

Niestety po kilku kilometrach było rozejście trasy,
A moje mięśnie już czuły, że to nie są wczasy.
Znowu zostałam sama w tym uroczym parku,
Ale myślami byłam już na mecie w barku.


Wiedziałam, że czeka tam zimne piwo i woda,
A potem padnę na mecie jak kłoda.
Wpadnę w ramiona mojej ukochanej rodziny
I będę na plaży leżała długie godziny... 

Na metę wbiegłam jako druga kobieta,
Zatem jednak pojawiła się dobra moneta.
Cieszę się, że jednak do końca powalczyłam
I zbyt długo na pogodę i odciski się nie boczyłam.

Po biegu wspaniała uczta na mecie z Kubą i Mają,
Organizatorzy wciąż mnie zachwycają.
Pierwszy raz po biegu ledwo żyłam,
Ale najszczęśliwszą osobą na świecie byłam. 

Wisienką na torcie było wspólne podium z Mają,
Chyba wszyscy biegacze już ją znają?
Super torbę Salomona wygrałam,
I pięknym pucharem się zajarałam. 

I chociaż burgery w tym dniu nie były mi pisane,
a moje ciało czuło się jednak przegrzane,
to jedna z moich najlepszych przygód w życiu
i z pewnością pomoże mi w lepszym byciu.


W takim razie za rok się spotykamy,
I w trójmiejskim parku ponownie biegamy.
Teraz tylko przydałyby się lepsze buty,
I na trasie z pewnością skończą się smuty.

Bo to idealna trasa na górskie bieganie,
A później czas na rodzinne opalanie.
Dziękuję za niezapomniane chwile,
A teraz idę kręcić kolejne mile...

 Ps. Wielkie podziękowania dla:
- mojej ukochanej rodzinki za super wyjazd nad morze pomimo problemów żołądkowych i zgonu po biegu,
- dla mojej dalszej rodzinki i znajomych, którzy zawsze mi kibicują,
- Artura Jabłońskiego za rozpisywane treningi, ale w szczególności za złote rady dotyczące radości z biegania (w końcu jesteśmy amatorami i ma to nas cieszyć :-))
- organizatorów biegu za świetną robotę i serce, które wkładają w organizację takich imprez (to naprawdę czuć i chce się wracać),
- fotografów za piękne zdjęcia, szczególnie dla Andrzeja Olszanowskiego (i liczę na fajną sesję zdjęciową przy okazji Chudego ;-)), Piotra Oleszaka i AM-Studio...


 

Ps2. Na 25 km prawie zeszłam z trasy i mówiłam sobie, że Chudego to na pewno w tym roku nie biegnę... Minął tydzień od biegu i... jeśli tylko będzie zdrowie to pobiegnę :-) Bez względu na wynik - żeby dobrze się bawić i jeszcze raz podziękować za to, że to ten bieg sprawił, że mogę teraz mieszkać w Beskidach :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz