niedziela, 10 lipca 2022

10 km w Jeleśni i Bieg Żentycy w Ciścu czyli dwa fantastyczne weekendy z wygranymi w tle :-)


Nie, nie... Moja forma wciąż do bani, a ja czuję, że biegam jak słoń, ale nie poddaję się :-)  lubię biegać - to jest czas tylko dla mnie i moich myśli i choćbym miała być ostatnia w bieganiu to tego nie rzucę :-)

Tym razem dla podbudowania motywacji wybrałam dwa lokalne biegi i... szczerze mówiąc bardzo pozytywnie się zaskoczyłam :-) Niekoniecznie swoją formą, ale organizacją, tym co było po biegu i przede wszystkim zachwycam się lokalną atmosferą biegową :-)

10 km w Jeleśni

Start zupełnie nieplanowany, bo właściwie w tym terminie mieliśmy być w Warszawie... Zresztą o biegu dowiedziałam się zupełnie przypadkiem, ale... nie wystartować u siebie? Przecież to tylko 5 km ode mnie i w dodatku po asfalcie :-) Co prawda góra-dół, ale szybki start przed Biegiem Żentycy uznałam za idealne przetarcie ;-)




Bieg bardzo lokalny - wystartowało około 50 zawodników :-) Moje nogi trochę drętwe po podróży z Warszawy, ale biegły ;-) Celem było nie przejść do marszu i... udało się :-) 10 km tzn. 9 km (nie wiem kto to mierzył ;-)) wyszedł w tempie 4:08. Kiedyś to ja w takim tempie biegałam ciągi, ale od czegoś trzeba zacząć ;-) przy okazji udało się też wygrać i na metę wbiec z Mają :-)


Po biegu super święto w Jeleśni z pysznym jedzonkiem (kanapeczki, 2 zupy, przepyszne ciasta), bezpłatne dmuchańce, wata cukrowa, animiacje dla dzieci z konkursami... Niesamowite! Szkoda tylko, że pogoda trochę nie dopisała, ale my rodzinnie bawiliśmy się świetnie :-) A ja przy okazji odzyskałam trochę wiary, że jeszcze może być ze mną dobrze biegowo :-)


III Bieg Żentycy


Trzeci bieg Żentycy i... trzecia wygrana :-) To niesamowite wygrywać jakąś imprezę biegową trzy razy z rzędu i to we wszystkich edycjach :-) Nawet jeśli jest to bieg lokalny to jednak każdy chce wygrać ;-) Tym razem było wyjatkowo ciężko - już na starcie widziałam trzy zawodniczki, którym zadrościłam figury biegowej i... butów i wiedziałam, że o podium będzie ciężko...






Początek po asfalcie czyli coś co lubię najbardziej - równo z dwiema innymi dziewczynami... Tja... Moja głowa poddała się już na początku biegu, bo wiedziałam, że na podejściach będzie jeszcze gorzej... I było! Dziewczyny jak sarenki wbiegały pod górę aż kompletnie straciłam je z oczu... Ja za to z głową opuszczoną próbowałam iść najszybciej jak umiałam... I tak biegłam trzecia do jakiegoś 10 km kiedy zobaczyłam, że zbliża się czwarta zawodniczka i... obiecane podium Mai zaczęło się oddalać...


I wtedy zaczęłam biec głową... Stwierdziłam, że  nie mogę dać się wyprzedzić... Zresztą zaraz szutrowe zbiegi, więc dam jakoś radę... I tak przyspieszyłam na tych szutrach, że najpierw wyprzedziłam jedną zawodniczkę, potem drugą... Hmmmm.... No biegnę ile w nogach bo zaraz kolejne podejście, więc tam na pewno znowu dam się wyprzedzić, ale... to się nie wydarzyło! Już żadna dziewczyna mnie nie dogoniła i jakimś cudem wygrałam! BA! Byłam na mecie 6 minut przed kolejną zawodniczką i 2 minuty szybciej niż przed rokiem :-) Może nie jest ze mną tak źle? :-) 

Na mecie czekali już na mnie Kuba z Mają - dla takich chwil warto żyć :-)

Na koniec oczywiście muszę pochwalić organizację biegu i Sopki Stopki, które jak zwykle stanęło na wysokości zadania i przygotowało pyszny poczęstunek dla biegaczy :-) Ja dodatkowo jako zwyciężczyni dostałam buteleczkę Żentycy i oscypki :-) PYCHA!!! 






Brak komentarzy:

Prześlij komentarz