niedziela, 3 kwietnia 2022

PÓŁMARATON DOOKOŁA JEZIORA ŻYWIECKIEGO CZYLI BIEG, W KTÓRYM ZDARZYŁ SIĘ CUD I... DOSTAŁAM PIERWSZĄ PENSJĘ Z PKO BP ;-)

Kiedy od kilku tygodni zastanawiasz się, po co w ogóle biegać kiedy forma właściwie spada z tygodnia na tydzień zamiast rosnąć, przychodzi taki dzień jak dzisiaj... I wtedy już wiesz, że nie możesz tak po prostu zrezygnować z tego co daje Ci szczęście, poczucie wolności czy po prostu odpoczynku od codzienności... Taki czas, który jest tylko dla mnie... Kiedy mogę porozmawiać ze sobą, porozmyślać o tym co dzieje się na świecie czy co dzieje się w moim wewnętrznym "JA"...

PRZED BIEGIEM

Na bieg zapisałam się już dawno kiedy marzyło mi się, że jakimś cudem forma zimą się poprawi, a ja będę miała szansę złamać 1:30 na półmaratonie, który chociaż po asfalcie, ma ponad 300 m przewyższenia... Tak sobie to wymyśliłam po ostatniej próbie, kiedy mój czas był w okolicy 1:31 i wiedziałam, że "2" jest całkiem blisko... Dodatkową motywacją była rywalizacja drużynowa - całkiem spontanicznie zebraliśmy drużynę pod nazwą "SOPOTRAIL" i zamierzaliśmy stanąć na podium :-)

Jednak tygodnie zimowe mijały, a ja nie miałam gdzie biegać szybkich odcinków i właściwie forma zamiast rosnąć to tylko spadała... Nadzieję dała wiosna, która niestety pojawiła się tak szybko, jak odeszła... Prognoza pogody na bieg zapowiadała się okropnie - -4 stopnie... Panikowałam strasznie bo bałam się, że znowu gardło mi padnie po bieganiu w takiej temperaturze, ale... pierwszy cud się stał i nic takiego się nie wydarzyło... :-) No ale jak mogło być inaczej skoro na bieg (chyba całkiem spontanicznie) przyjechali do nas Bożenka i Jędrek? :-) Jak oni przyjeżdżają to nie dość, że mam komu pomarudzić przedbiegowo, to jeszcze zawsze jakieś cuda się dzieją :-) ale takiego cudu to ja bym nawet sama nie wymyśliła :-)

PRZED STARTEM 

Start, który miał być całkiem na luzie, zaczął się fatalnie - wpadłam w śnieg i przemoczyłam skarpety... Próbując się rozgrzewać przed biegiem czułam jakby palce u stóp miały mi odpaść bo były po prostu zamarznięte... Dlatego długo się nie zastanawiałam i... zamiast rozgrzewki zamknęłam się w toalecie i poszłam suszyć buty i skarpety :-) Są sprawy ważne i ważniejsze, a biegać ze skostniałymi stopami po prostu nie zamierzałam :-) Na szczęście start opóźnił się 10 minut i idealnie zdążyłam ustawić się na starcie :-) 

W TRAKCIE BIEGU

O dziwo w trakcie biegu nie było tak zimno :-) Ba! Nawet się zagotowałam na jednym z pierwszych podbiegów i czułam kropelki potu na plecach :-) Dobry znak - przynajmniej nie zmarznę ;-)

Pierwsze kilometry mijały bardzo szybko - biegłam po 4:10, a kompletnie nie czułam zmęczenia :-) Jakbym była na wybieganiu :-) Niestety biegnąc tą trasą drugi wiedziałam już, że pierwsze 5 km są łatwe, ale później jest już tylko góra-dół, góra-dół żeby zakończyć na 19 km zgonem na podbiegu chyba około kilometrowym... 

Do 10 km biegło się tak dobrze, że dotarłam właściwie w pełni sił :-) Cieszyłam się każdym kilometrem, że w końcu mogę coś pobiec po zimie :-) i nagle... Ktoś krzyknął, że jestem trzecią kobietą! Nie bardzo mi się chciało w to wierzyć, więc biegłam dalej bez większej spiny... Później jednak kilka osób na trasie powtórzyło, że jestem trzecia i... no jakby to ująć... włączyła się ambicja żeby jak najdłużej utrzymać tę pozycję chociaż... jakoś siły mnie opuściły... Myślałam o tym podbiegu na 19 km i jako go zobaczyłam to nawet miałam myśli, żeby stanąć i chociaż chwilę odpocząć, ale... na szczęście ambicja nie pozwoliła i doczłapałam się na szczyt :-) 


Do mety już było praktycznie tylko w dół, więc... czy ja naprawdę jestem trzecia? Czy ja mogę być trzecia w takim dużym biegu? Nie, nie... To chyba mi się przyśniło...

META

Wbiegając na metę wciąż nie wierzyłam czy to dzieje się naprawdę, ale na mecie czekał dyrektor biegu Mirek Dziergas, który... nie dość, że potwierdził trzecie miejsce wśród kobiet to jeszcze powiedział, że jestem pierwszą Polką! WOW!!!!! Co prawda czas nie powala - 1:31:30, ale... czy to powód żeby się nie cieszyć z takiego sukcesu? :-) 

Do tego jeszcze muzyka uczniów Fundacji Braci Golec, mnóstwo kibiców i... Ci najważniejsi - Maja i Kuba :-) 

 

PO BIEGU

Świętować będę jeszcze długo, ale oczywiście zaczęło się od burgerów z Bożenką, Jędrzejem, Kubą i oczywiście Majeczką :-) A potem odbieranie nagród, które przeszło najśmielsze moje oczekiwania :-) Bo czy można być na podium 6 razy biorąc udział tylko w jednym biegu? A w Żywcu można! :-) 3 miejsce OPEN, 1 Polka, 2 w kat. K30, 3 premia lotna, 1 mieszkaniec powiatu Żywieckiego i... 1 miejsce w drużynówce, które przyniosło równie dużo radości :-) Drużyna to drużyna! :-) Oj długo nie zapomnę tego dnia :-) I to wszystko u siebie ;-)  Teraz o chwilach zwątpienia w bieganie można zapomnieć :-)

ORGANIZACJA BIEGU

Na koniec wielkie ukłony w kierunku organizatorów i wolontariuszy :-) Świetna organizacja biegu, która mogłaby zawstydzić wielotysięczne biegi w dużych miastach :-)  Odbiór pakietów startowych na QR-code, miasteczko dla biegaczy, ciepły posiłek po biegu, bardzo bogaty pakiet startowy (chociaż dużo tańszy niż w innych miastach to w pakiecie koszulka/ ręcznik, pierniczki, piwo, woda, próbki detergentów, smczyki...), bezpłatne zdjęcia z mety, docenienie mieszkańców powiatu, klasyfikacja drużynowa nagrodzona nie tylko statuetką i wiele, wiele innych... Do dzisiaj nie mogę wyjść z podziwu jak w dzisiejszych czasach organizatorzy są w stanie pozyskać tylu sponsorów i nagród na takim poziomie... BRAWO! I oczywiście zapraszam do Żywca za rok :-) Może komuś innemu zdarzy się taki cud jak mi :-)







Brak komentarzy:

Prześlij komentarz