niedziela, 31 marca 2019

PÓŁMARATON WARSZAWSKI CZYLI TRENING POD MARATOŃSKIE MARZENIA...

Półmaraton Warszawski jest na mojej obowiązkowej biegowej liście już od 2011 r., więc nie mogło mnie zabraknąć również w tym roku. Odkąd zaczęłam biegać ominęłam tylko jeden półmaraton jak byłam w 4 miesiącu ciąży... Za duże ryzyko, żeby mnie poniosło ;-) Teraz pomimo tego, że do maratonu zostało 2 tygodnie musiałam po prostu po raz kolejny odsłuchać "Sen o Warszawie", poczuć wiosenne słoneczko i tę najlepszą biegową atmosferę... Cel był jeden - zrobić dobry trening pod maraton, ale też... nie za mocno! Czy się udało? Czas pokaże...

Przed startem mimo wszystko trochę stresu - długie kolejki do toalety, tłumy… Gdy usłyszałam odliczanie do startu 3, 2, 1… wyszłam właśnie z toalety i dokleiłam się do ostatniego pacemakera na 1:30… Uff… Zdążyłam… Nie udało się co prawda spotkać z nikim z Dream Run żeby pobiec razem, ale przynajmniej miałam szansę biec w grupie czyli w razie wiatru i kryzysu zawsze łatwiej i przyjemniej :-)

Pierwsze kilometry mijały bardzo szybko… Wiedziałam, że pierwsza część trasy jest w dół, więc powinno być lekko, ale… niestety wcale tak lekko nie było… Oddech spoko, mięśnie spoko, ale… to słońce! Gorąco! Jak tak dalej pójdzie to po prostu nie dam rady? A co będzie na maratonie? Koszmarne myśli zaczęły mnie nachodzić… Ale biegłam i starałam się przybijać piątki, uśmiechać się i zgodnie z założeniami – nie biec „z grymasem na twarzy” :-) Chyba tak było, ale marzyłam o tym, żeby jednak słoneczko schowało się za chmurki... Co więcej – na pierwszych dwóch bufetach było tragicznie – straciłam tam co najmniej kilkadziesiąt sekund! Tłum, przepychanie, zwalnianie, przyspieszanie… Oj, dobre doświadczenie przed maratonem! Muszę nauczyć się lepiej ustawiać, bo bez wody nie dam rady, a takie wytracanie rytmu jest bardzo słabe… Po pierwszym bufecie zając uciekł mi na dobrych 30 m i gonienie go mimo wszystko kosztowało sporo sił…

Wciąż biegłam z uśmiechem na ustach i… od 14 km zaczęłam zauważać, że ludzie po prosu zwalniają! Mi za to biegło się coraz lżej, bo słoneczko było z tyłu i w końcu nie było mi tak gorąco jak na plaży… Po drodze do 21 km spotkałam sporo biegowych znajomych… Niestety wśród nich Bożenkę i Pelę, ale coś czuję, że dziewczyny jeszcze pokażą swoją formę w tym roku :-)

Na Wisłostradzie było już cudownie :-) Zostały 4 kilometry, a nogi niosły… Czułam, że mogę przyspieszyć, ale cały czas miałam w głowie maraton za dwa tygodnie… I tak zapowiadał się czas poniżej 1h 30 min, więc wydawało mi się za szybko… Po prostu biegłam i szukałam wśród kibiców Majeczki z moim Mężem… Pojawiła się myśl, że może wbiegnę z Majeczką na metę? Niestety, a może na szczęście, był taki tłum kibiców, że ich nie wypatrzyłam. Ale za to 200 ostatnich metrów to doping nieznajomego biegacza – oj poniosło mnie wtedy :-) przyspieszyłam na maksa i jeszcze go wyprzedziłam :-) Szybko włącza mi się nutka rywalizacji ;-)

Na mecie zameldowałam się jako 29 kobieta i 1 blogerka z czasem 1:28:54 – mój drugi wynik w historii!!! Super czas!!! Patrząc na to, że nie biegłam optymalnie (rzadko przy krawężnikach), straciłam mnóstwo czasu przy wodzie i na dodatek biegłam oszczędzając siły to… aż nie chce mi się wierzyć, że taki dobry czas wybiegałam :-) Boję się trochę, że za mocno, ale maraton i tak rządzi się swoimi prawami, więc po prostu nigdy nie wiadomo co się wydarzy…

A po półmaratonie super tradycja - "chamskie" jedzenie: burgery, pizza, lody... Dobrze, że bieganie "wybacza" takie dobre jedzonka :-) Super, że po takim biegu można iść gdzieś całym zespołem i poczuć się częścią biegowej rodziny :-) Dzięki! 

Maraton zbliża się wielkimi krokami, a ja boję się go jakbym biegła pierwszy raz… Wybrałam Orlen bo w zeszłym roku była szybka trasa… W tym roku organizatorzy chyba sobie z nas zażartowali i wyznaczyli dwa gigantyczne podbiegi w drugiej części trasy, a na dodatek nie biegniemy na mój ukochany Ursynów… Gdybym to wcześniej wiedziała prawdopodobnie wybrałabym inny maraton (Łódź?), ale cóż – najwyżej nie będzie życiówki i będzie cierpienie… Ja wiem, że zrobiłam wszystko żeby ten maraton był dla mnie najpiękniejszą biegową przygodą… Bo właśnie maraton jest dla mnie tym magicznym biegiem, moim ulubionym, w którym można zyskać nowe życie… 


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz